środa, 20 października 2010

fotobańka i dziary a helen levitt

Zostałem zaatakowany bańką atrakcyjnych fotograficznych wizualiów muszę ją podać dalej. Bańka to dwie mocne serie fotograficzne plus jedna wartościowa fotograficzną nowinę.

Pierwsza seria, to fotki naszego nadwornego, narodowego, najwspanialszego artysty wielu środków, M. Gomulickiego. Trafił w mój czuły punkt, bo od dawna marzę, by posiąść album z prawdziwego zdarzenia systematyzujące motywy wydziergane na ramionach i brzuchach brodatych pięćciesięciolatków z dorobkiem więziennym. Taki z porządną systematyką syrenek, noży w pochwach i kotwic. A przy okazji kolega Andrzej polecił mi miłą lekturę do poduszki, więc nie ma tego dobrego, co by się lepszym nie mogło okazać.




Druga dobra seria to bardzo naturalne, ciepłe, domowe portrety rodzinne Pawła O. Nie mówią, że prezentacja radosnych recydywistów i kibiców taka nie jest,  ale tak naprawdę prawie nie da się już dziś przypadkiem natknąć się w sieci na takie zdjęcia jak prace Pawła. Wszystko ma epatować fajnością, lepszością, ma się nadawać wkleić na fb. Tylko, że na post na fb poświęcasz w porywach kilka sekund. Nie tędy droga, gdy w grę mają wchodzić emocje.



A radosna wiadomość, to że formacja 3D photo zabiera się do upamiętnienia ponad-100 lecia warszawskich wodociągów (Sokratesie Starynkiewiczu, pamiętamy. Lud Warszawy). Świetnie, że robią to właśnie Maciej Szal i Krzysztof Gajewski, swego czasu autorzy sympatycznej wystawy w warszawskiej galerii Nizio. Rezultatem ma być bodaj album i wystawa, będzie fajnie. Poczekamy.

Swoją drogą, wszystkie trzy projekty są nastawione na efektowny przekaz i jest to charakterystyczne.  nikt już chyba nie robi zdjęć ulicznych tak po prostu, by mieć na kliszy to czym jest ulica. Nie da się chyba powtórzyć klimatu zdjęć, jaki tworzą kolory z lat 70 tych autorstwa Helen Levitt. Jej Slide show to jedna z moich ulubionych książek. Stuprocentowy portret ulicy, bez oszukiwania, tak realistyczny, że z dzisiejszej, 40 letniej perspektywy, aż fantastyczny. Nieupiększone, nieuwznioślone fotografie wyglądają dziś teatralnie, groteskowo. Taką relację z rzeczywistości robi dziś już chyba tylko Martin Kollar, błąkając się po Słowacji i okolicach.

 
Helen Levitt, USA, coś koło 1970


Martin Kollar, Sk, dziś

niedziela, 17 października 2010

bukiet z warzyw

off topic: człowiek nigdy nie wie, jakie skarby kryje domowa biblioteka... Henryk Dębski, "Bukiet z warzyw", wyd. Watra, Warszawa, 1983 (wyd. II), nakład 99,750 + 250 egzemplarzy.

Pierwszy rozdział "Bukietu z warzyw" zaczyna się w sposób następujący: Sposób żywienia w naszym społeczeństwie uległ dużym zmianom spowodowanym przejściem większości kobiet do pracy zawodowej. Nie mogąc powołać wszystkim obowiązkom domowym, upraszczają one najbardziej pracochłonne czynności przy żywieniu rodziny, wykorzystując częściej wędliny, konserwy, mięso, gotowe wyroby mączne, jak makarony, pierogi, kluski, itp. zapominając często o owocach i warzywach.

Wstęp niby niewinny, gdyby nie mały detal stronę wcześniej: Książkę dedykuję Dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego gen. dywizji Henrykowi Rapacewiczowi


Pytania nasuwają się same... Dlaczego żona Dowódcy Dywizji zaprzestała gotowania warzyw i przeszła do pracy zawodowej? Gdzie znalazła pracę? Czy ucierpiało na tym małżeństwo gen. Rapacewicza? Co łączyło generała, jego żonę i autora? Czy autor odzyskał warzywa dla diety generała?

piątek, 15 października 2010

hura: zdjęcia Aliny Gajdamowicz

no więc udało się, zainteresowanie przywrócone! Zdjęcia Aliny Gajdamowicz w Wysokich Obcasach. Świetny nieuczestnicący reportaż, bez epatowania trudnym tematem ani wielkością osobowości autora. Świeże, naturalne zdjęcia. Pozwalają skupić się na bohaterce tekstu. Trochę jak dobry dokument tv, porównania z którym fotoreportaż często nie wytrzymuje właśnie przez artystowskie ambicje.

Tekst nieco  mniej fajny tu





wtorek, 12 października 2010

przywróćmy mi zainteresowanie

przeszedłszy w ostatni weekend obok ekspozycji na płocie żoliborskiego parku Żeromskiego, zatytułowanej bodaj "Żoliborzanki" postanowiłem przywrócić w sobie zainteresowanie fotografcznymi wizualiami (i aktywnością w blogosferze).Tyle, że inspiracja nie spłynęła na mnie z tegoż płotu (nuda!), ile stąd, że zacząłem się zastanawiać, dlaczego ostatnio foto tak średnio mnie podnieca. Nie zbieram się do kupowania albumów, których długa lista cierpliwie czeka w srajfonie, nie zbieram się do wyśledzenia nowego gevaboxa na ebayu. Zbieram się do odpowiedzi na pytanie, jak takie nudne, potwornie powtarzalne fotki, mogą powtórnie wzbudzić moje zainteresowanie i opowiedzieć mi jakąś historię. Tak między nami to tak naprawdę mam duży pociąg do prawdziwej komercji, ale po co o niej jeszcze pisać..? Chyba żeby pisać o foto, trzeba zacząć znowu robić foto.... To może nowy aparat?

Zacząłem zbierać pop up booki btw. Szukam takiej (FJK zdewastował)